Doszedłem w życiu do momentu, że nic już nie muszę, a przynajmniej niewiele z rzeczy, które wcześniej przyprawiały mnie o bóle głowy. Nie muszę niczego udawać, nie muszę być "przemiły", superinteligentny też nie muszę być.
Być pierwszy albo ostatni, spełniać czyichś urojeń, czyichś wizji, zbawiać czy zabawiać, nie muszę z kimś koniecznie przebywać, żeby się dobrze czuć.
I wszystko wydaje się dużo zdrowsze i poukładane aniżeli przedtem.
.
.
.
.
Jakoś nigdy nie miałem przekonania, że życie polega tylko na tym, aby się podobierać w pary.
Jasne, że bywa przyjemnie, ale przyjemność to jeszcze nie wszystko.
Wydaje się bezpieczne, no ale to taaakie ulotne - niby chcielibyśmy mieć normalny dom, a często wyłażą demony egoizmu, oczekiwań, manipulacji, oskarżeń i się wszystko sypie. No i po "motylkach"
.
Sorry, może zabrzmi jak z ambony, ale coraz bardziej nabieram przekonania, że większość dorosłych to taka zgraja dzieciaków, których dorosłość sprowadza się do tego, że wraz z wiekiem zmieniają zestaw zabawek na bardziej stosowny i kulturowo dozwolony, podczas gdy prawdziwe źródła problemów leżą odłogiem.
Dlatego też, aby być szczęśliwym z kimś, trzeba niestety od siebie zacząć. Bo nikt nie zbawi, nikt szczęścia na imieniny nie podaruje, nikt na siłę nie wyleczy z głupoty, a od partnera możemy się co najwyżej czegoś nauczyć.
Ja przynajmniej w tym sensie wiele zawdzięczam...swoim ex
.
Amen.
"...Pan przecież wie, gdzie jest ukryty ten inny świat, którego pan szuka i wie pan, że jest to świat pańskiej własnej duszy. Tylko w pańskim wnętrzu żyje ta inna rzeczywistość, za którą pan tęskni. Nie mogę panu dać niczego, co by nie istniało już w panu, nie mogę panu otworzyć innej galerii obrazów prócz galerii pańskiej duszy. Nie mogę panu dać niczego prócz sposobności, bodźca i klucza. Pomagam panu ujawnić jego własny świat, to wszystko..."
.
.
.
.
.
Być pierwszy albo ostatni, spełniać czyichś urojeń, czyichś wizji, zbawiać czy zabawiać, nie muszę z kimś koniecznie przebywać, żeby się dobrze czuć.
I wszystko wydaje się dużo zdrowsze i poukładane aniżeli przedtem.
.
.
.
.
Jakoś nigdy nie miałem przekonania, że życie polega tylko na tym, aby się podobierać w pary.
Jasne, że bywa przyjemnie, ale przyjemność to jeszcze nie wszystko.
Wydaje się bezpieczne, no ale to taaakie ulotne - niby chcielibyśmy mieć normalny dom, a często wyłażą demony egoizmu, oczekiwań, manipulacji, oskarżeń i się wszystko sypie. No i po "motylkach"

Sorry, może zabrzmi jak z ambony, ale coraz bardziej nabieram przekonania, że większość dorosłych to taka zgraja dzieciaków, których dorosłość sprowadza się do tego, że wraz z wiekiem zmieniają zestaw zabawek na bardziej stosowny i kulturowo dozwolony, podczas gdy prawdziwe źródła problemów leżą odłogiem.
Dlatego też, aby być szczęśliwym z kimś, trzeba niestety od siebie zacząć. Bo nikt nie zbawi, nikt szczęścia na imieniny nie podaruje, nikt na siłę nie wyleczy z głupoty, a od partnera możemy się co najwyżej czegoś nauczyć.
Ja przynajmniej w tym sensie wiele zawdzięczam...swoim ex

Amen.
"...Pan przecież wie, gdzie jest ukryty ten inny świat, którego pan szuka i wie pan, że jest to świat pańskiej własnej duszy. Tylko w pańskim wnętrzu żyje ta inna rzeczywistość, za którą pan tęskni. Nie mogę panu dać niczego, co by nie istniało już w panu, nie mogę panu otworzyć innej galerii obrazów prócz galerii pańskiej duszy. Nie mogę panu dać niczego prócz sposobności, bodźca i klucza. Pomagam panu ujawnić jego własny świat, to wszystko..."
.
.
.
.
.